a homo sapiens examines inner landscape
at midnight
where are you grass
where are you morning dew
where are you pulsating life?
in a quasi-dream
cruel though a bit grotesque
on a bulging shroud rolls
the severed head of the moon
the place where I am
could be anywhere:
ahead of me and behind me
to the left and to the right
deep below and high above
around
a volcanic landscape –
as far as the faintly visible horizon
an endless basalt plain
breathlessness
fear churns bowels
urine feces sweat harden inside me
blood barely circulates
the embittered silent world
got stuck in a task with no end
deprived of the presence of another person
I remember:
just yesterday
footprints were here
of someone's feet but probably
the mission ended
for those pursuing a common goal
the severed head of the moon
rolls closer
it hangs like a sentence
above my head
its dead eyes staring
if only I didn't want so much
to lick off the last drop of dew
from the grass that no longer exists
from a tiny leaf of life now gone
if I didn't want to give my weary body
for safekeeping
to the earth once fertile
once fragrant after the rain
I would mock myself
in this cruel quasi-dream at midnight
everything is hell
immobilized
in my inner space
the whole past present and future
I don't know
if I was eagerly awaited
if I am condemned
if I will be saved
faint reflections of light from a satellite
flicker on the basalt rocks
on the hardened magma of my conscience
I am standing stripped of the influence
over my fate and the fate of others
I am standing paralyzed with fear
deprived of the ability
of making one sensible gesture
I would mock myself
but curious I ask:
why in the beginning
was I told to inscribe my name
in the alluring book of utopia
can it be that I am shining
with reflected light only?
Translated from the Polish by Barbara Kaskosz and Nancy Abeshaus. © Copyright by Elżbieta Cichla-Czarniawska.
© Translations copyright by Barbara Kaskosz and Nancy Abeshaus.
homo ogląda o północy
swój pejzaż wewnętrzny
gdzie jesteś trawo
gdzie jesteś roso
gdzie jesteś pulsujące życie?
w niby-śnie
okrutnym choć nieco groteskowym
toczy się po wzdętym całunie
ścięta głowa księżyca
punkt w jakim się znajduję
mógłby być wszędzie:
przede mną i za mną
na prawo i na lewo
w głębi i na wysokościach
wokół
pejzaż wulkaniczny –
aż po słabo widoczny horyzont
płaski monolit bazaltu
duszność
lęk trawi trzewia
mocz kał pot zastyga we mnie
krew ledwie krąży
w nierozwiązywalnym zadaniu
ugrzązł milczący zgorzały świat
pozbawiony obecności drugiego człowieka
pamiętam:
jeszcze wczoraj
były tutaj odciśnięte ślady
czyichś stóp lecz prawdopodobnie
skończyła się misja
podążających do wspólnego celu
ścięta głowa księżyca
przyturlała się
nad moją głowę
wisi jak wyrok
łypie martwymi oczyma
gdybym tak bardzo nie pragnął
zlizać ostatniej kropli rosy
z nieistniejącej już trawy
z zaduszonego listka życia
gdybym nie chciał oddać znużonego ciała
na przechowanie
parującej niegdyś po deszczu
żyznej ziemi
drwiłbym z siebie
w okrutnym niby-śnie o północy
wszystko jest piekłem
unieruchomionym
w mojej przestrzeni wewnętrznej
cała przeszłość teraźniejszość i przyszłość
nie wiem
czy bardzo byłem oczekiwany
czy jestem potępiony
czy będę zbawiony
nikłe refleksy światła satelity
pełgają po bazaltach
po zastygłej magmie mojego sumienia
stoję wyzbyty łaski wpływu
na własny i cudzy los
stoję sparaliżowany trwogą
pozbawiony zdolności
wykonania sensownego gestu
kpiłbym z siebie
jednak pytam dociekliwie:
dlaczego u początku
ktoś kazał mi się wpisać
do wabiącej księgi utopii
czyżbym też świecił
jedynie odbitym blaskiem?
© Copyright by Elżbieta Cichla-Czarniawska.